ETAP 9 KOWADŁO – GÓRY ZŁOTE

 

W Sudety Wschodnie udaliśmy się w majówkę.

Zwiastować to mogło nie lada kłopoty, jednak obyło się bez wyjątkowych ekscesów.

Pewnie dlatego że nie jest to najbardziej popularny kierunek wycieczek.

 


Przyznam Wam że spektakularnie nie było, ale za to było spokojnie – szczególnie po czeskiej stronie...

Ale po kolei.

 

Start: w Bielicach, czyli miejscowości która nazywana jest końcem świata. Rzeczywiście – kilka domów na krzyż i brak zasięgu komórkowego sprawić może wrażenie że trafiamy w zupełnie odmenną krainę w której czas płynie swoim rytmem. Zapewne w mniej turystycznym okresie jest tutaj całkiem spokojnie, a tylko w czasie w którym trafiliśmy spotkać można taką ilość ludzi.

 

Nam szczęśliwie udaje się zaparkować na poboczu, w – chyba ostatnim bezpiecznym miejscu.

 

Wyruszamy więc do końca wsi w poszukiwaniu zielonego szlaku, który ma nas zaprowadzić na najwyższy szczyt Gór Zlotych.

 

Szeroka droga stopniowo pnie się pod górę. W międzyczasie okazuje się że tłum turystów podąża w kierunku Rudawca, jednak długi weekend powoduje że i z nami trochę ich wędruje. Jednak spokojnie – nie są to takie dzikie tłumy jakie spotkacie w bardziej obleganych miejscach.

 

Po około 30 minutach szlak z szerokiej drogi wprowadza w las (stromo), by po kolejnych 10 minutach dotrzeć do żółtego szlaku granicznego.

Szlak żółty to znaki czeskie, dlatego za chwilę traficie na odbicie „polskiego” szlaku zielonego. W zasadzie nie ma znaczenia którym pójdziecie – i jeden i drugi zaprowadzi Was na szczyt.
Idąc szlakiem zółtym - tak jak my – traficie na grupę granitowych skałek z dość ładnym punktem widokowym na Góry Bialskie.

Tuż za punktem jeszcze parę minut podejscia i jesteśmy na szczycie.

Wcześniej – od czeskiej strony – pamiątkowa książeczka (pomysł Klubu Czeskich Turystów), a na samym wierzchołku skrzynka i pieczątka.



To znaczy powinna być ale ktoś najwyraźniej postanowił sobie zabrać ją na pamiątkę i została sama skrzynka.

 No trudno.

 Dla nas chwila na odpoczynek i posilenie się.

 


I teraz trafiamy na coś niespotykanego na majówkę – zupełny brak ludzi.

 

Przez nabliższe 4 godziny spotkaliśmy 2 osoby (Polaków, którzy wdrapywali się na Kowadło od czeskiej strony).

My schodzimy do przełęczy (Sedlo Peklo – nie wiem jaki jest polski odpowiednik) by następnie po ok. godzinie marszu dotrzeć do rozwidlenia szlaków.



Idąc w dół szlakiem zielonym po kilometrze doszlibyśmy do Nyznerovskich Wodospadów.

Jednak jest już za późno.

 

Wybieramy szlak zielony prowadzący w górę, który po 6 kilometrach ma nas doprowadzić pod Smrk – drugi cel naszej dzisiejszej wyprawy.

Wiemy że w zasadzie nic wybitnego tam nie ma – jednak jest on wpisany do Korony Sudaetów, a tą też już kilka lat zdobywamy.

Więc chcąc nie chcąc idziemy asfaltem wzdłuż Srebrnego Potoku.

 

Korzystając z zupełnego braku towarzyszy pozwalamy naszemu psiakowi zaznać uroków kąpieli w lodowatym potoku, co zupełnie nie stanowiło dla niego przeszkody.

 

Jedynych ludzi, oprócz wspomnianych Polaków na przełęczy byli Czesi nieopodal Srebrnego Wierchu, którzy poprosili o zapalniczkę.

 

Koeljni turyści już na granicznym szlaku żółtym w pobliżu Smrka.

 

Nadmienić warto że od około 1000 m. leżał śnieg. Chyba taki którego nikt nie lubi – czyli topniejący, śliski, wchodzący w buty.



Na szczycie natomiast pod warstwą śniegu była spora tafla wody, więc nieumiejętny krok powodował przemoczenie butów do wyskości połowy łydki (o tym przekonała się Paulina prawie na samej górze).

 

I teraz info dla wszystkich którzy będą kiedyś planowali podobne wyzwania: szykujcie się na takie niespodzianki. Góry są nieprzewidywalne, a warunki też bywają różne.

 

Ta akcja spowodowała że Paulina szła przez kolejne 6 kilometrów w mega mokrym bucie o wadze 3 razy większej niż normalnie...

 

Na szczęście tego dnia pogoda nam dopisywała, a i niespodzianki już nas omijały.

 


Na zejściu pojawiły się nawet jakieś widoki, głównie dzięki wycince drzew i po około 8 godzinach wędrówki dotarliśmy na parking.

 

Na 9 etapie postanowiła nasze zmagania wesprzeć Twierdza Kłodzko przekazując wejściówki do swojego niezwykłego obiektu.
Zachęcać do odwiedzić specjalnie nie trzeba – jest to miejsce, które musicie zobaczyć będąc na Ziemi Kłodzkiej, a teraz macie ku temu idealny pretekst. Zatem do dzieła – licytujemy w wydarzeniu „28 szczytów z Przygodniekiem dla Łączą nas góry”, a dla załogi Twierdzy ogromne podziękowania za wsparcie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ETAP 6 ŚLĘŻA – MASYW ŚLĘŻY

PO CO? DLACZEGO? KIM JESTEŚMY?

ETAP 2 SKALNIK – RUDAWY JANOWICKIE